wtorek, 11 listopada 2008

Hong Kong pierwsze wrażenia



Hong Kong International Airport!!! Wreszcie u celu po 17 godzinach w trzech samolotach i nocy na lotnisku. Jeszcze w samolocie zdążyłem zauważyć przepiękne górskie tereny- czyli już wiem co będę robił w weekend:D Pogoda wręcz idealna, słońce i około 20-stu stopni.
Muszę przyznać, że pozytywnie się zaskoczyłem Hong Kongiem. Personel lotniska, czyli sprzedawcy, celnicy sympatyczni, wyluzowani, wręcz stoicko spokojni. A Hindusi na poprzednim lotnisku w Indiach wydają się przy nich być nieokrzesani i dzicy mimo swojego uśmiechu na twarzy i szczerych chęci.
Mieszkam w dzielnicy "The New territories", jest to taka jakby wioska w zurbanizowanym HK, gdzie życie zdaje się płynąć wolniej. Pełno sklepów i restauracyjek, które mieszkańcy licznie odwiedzają.
Obiad zjadłem właśnie w jednej z tych restauracyjek. Poszliśmy z Carlosem (dredowaty współlokator z Hiszpani z CS) do czegoś a`la lokalnego baru mlecznego. Usiedliśmy przy małym okrągłym stoliku, zamówiliśmy zupy i w pewnej chwili dosiadły się do nas trzy nastoletnie dziewczyny, tyle że kompletnie nami nie zainteresowane. Po prostu było trochę miejsca w zatłoczonej restauracji i się przysiadły. Bez pytania ani uprzedzenia. Po paru minutach wywiązała się "rozmowa", ale z ich poziomem angielskiego i naszym kantońskiego nic za bardzo z tego nie wyszło. Zauważyliśmy, że zwyczaj przysiadania się bez pytania był przynajmniej w tej restauracji powszechny. A co do jedzenia w restauracji, to jedzenie makaronu długimi plastikowymi pałeczkami z rosołu do najłatwiejszych nie należało :p
11 wieczorem, pokój gościnny Sida, rozmawiamy z Karlosem i z Loulou (współlokatorką z Niemiec z CS) o czynieniu z podróży powodu do wywyższania nad innymi globtroterami "ja już byłem w Kongo, a Ty jeszcze nie?...". Przyznaję rację Loulou żałosne to, takie budowanie własnej samooceny na tym, ile najniebezpieczniejszych państw się zaliczyło.....
11 czas na kolacje, Carlos wyciąga mnie do restauracyjki na jakieś tanie jedzenie :D idę bo umieram z głodu

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

życzę powodzenia i wielu niezapomnianych chwil. Ściskam!!!!

Anonimowy pisze...

One's destination is never a place but rather a new way of looking at things.
Henry Miller

Mati pisze...

Tej to dobre amolek :-) dobrze powiedziane