niedziela, 30 listopada 2008

Chinese relationships- chińskie związki


Wśród ludzi z Zachodu popularne jest stwierdzenie, że w tej części świata należy zapomnieć o tym co dotychczas się wiedziało o budowaniu związków partnerskich i zacząć uczyć się tworzyć je na nowo. Czasami jest to bolesny proces, ze względu na to, że tutaj nie ma czegość takiego jak "tak" lub "nie", zamiast tego usłyszymy wszechobecne "może".
Jako że wyrażanie uczuć, czy też ich odkrywanie wiążę się poniekąd z utratą twarzy wśród Chińczyków, wyrażanie uczuć przybiera różnorakie formy pośrednie i Europejczyk rzadko będzie miał okazję usłyszeć jasną odpowiedź.
Także Chinki w trudnych momentach często decydują się na ucieczkę, co dodatkowo nie ułatwia zadania, a wręcz utrudnia zrozumienie tego, co się tak naprawdę dzieję. Nie wiem jak to w przypadku Chińczyków, jak oni reagują.
Co więcej krytyka drugiej osoby, nie wiem do końca czemu, wiąże się również z ryzykiem utraty twarzy w oczach innych. Ale może we własnych czterech ścianach w samotności się wyzywają...
Podsumowywując na dzień dzisiejszy nie mam pojęcia jak te ich całe związki funkcjonują, czy one są oparte na aktywnym konstruowaniu i modyfikowaniu, czy też na poddaniu się siły losu/ przeznaczenia, biegu wydarzeń, jakkolwiek by to nazwać.
Tydzień temu przeprowadziłem dwugodzinne zajęcia konwersatoryjne pt. "Dragon woman or woman behind a man". Czyli o tym kto w rodzinie jest osobą dominującą i jakie są ogólne preferencje obu płci dotyczące partnera. Wszyscy obecni w klasie Chińczycy jak jeden mąż stwierdzili, że woleliby kobietę podporzdkowującą się mężowi, chwile później szczerze przyznając się, że za finanse w ich domach odpowiada kobieta.
Natomiast jeśli chodzi o kobiety, to większość z nich preferuje pozycję uległą wobec męża, tylko dwie uznały, że chciałyby być niezależne "dragon women". Obie były wygadane i bardzo inteligentne w wieku około 27 lat. Jednak te cechy raczej nie są pożądane u kobiet wśród Chińczyków.
Oczywiście mnie również pytali o moje poglądy i opowiedziałem się za całkowitym równouprawnieniem i podziałem obowiązków w związku, z dużą dozą niezależności. Co naturalnie nie oznacza, że popieram feminizm, bowiem dla mnie jest on ruchem wręcz szkodliwym.
Chińczycy również nie mówią innym o swoich związkach otwarcie, a seks jest nadal tematem tabu, również wśród wyszkałconych studentów. Na ulicach (no może poza miejscowością, w której obecnie jestem) nie okazują otwarcie sobie uczuć. Nie widziałem jeszcze całujących się na ulicy Chińczyków.
Trudno jest również rozmawiać na ten temat. Wydawałoby się, że z facetami mógłbym porozmawiać o tym, ale w praktyce to Chinki okazują się być bardziej rozmowne. Jakoś nie wyobrażam sobie mojej rozmowyw cztery oczy z jakimś Chińczykiem o związkach. Co innego w klasie, kiedy tematem zajęć są związki. Wtedy otrzymują formalne przyzwolenie i mogą mówić w trzeciej osobie.

Brak komentarzy: