sobota, 3 stycznia 2009

to już prawie 2 miesiące w Chinach...


Już prawie dwa miesiące minęły odkąd przybyłem do HK.
Co prawda nie nauczyłem się chińskiego (chociaż mam taki zamiar tuż po mgr), ale powoli zaczynam rozumieć co znaczy, kiedy Chińczycy odpowiadają "ok", "it`s ok" a kiedy "mmm ok". Nauczyłem się, że słowo "little" wypowiedziane po angielsku może mieć różne znaczenia, a słowo "może" używam częściej niż kiedykolwiek.
Już nie oczekuję od nich prostej odpowiedzi "tak" lub "nie" . Każdy obcokrajowiec przybywający do Chin, dowiaduje się, że Chińczycy nie odpowiadają w sposób bezpośredni, tylko na około. I praktycznie każdego z nas to nie raz doprowadziło do białej gorączki, kiedy zadajemy proste pytanie i oczekujemy konkretnej odpowiedzi, a otrzymujemy jakąś papkę słowną. Ale mało który z nas nauczył się tak zadawać pytania i tak interpretować wypowiedzi, by dowiedzieć się pożądanej rzeczy.
Chińczycy rzadko powiedzą "nie" lub "nie wiem". Pamiętam pewnego razu pytałem o drogę. Trzech Chińczyków, mimo że nie wiedziało gdzie jest szukana przeze mnie ulica, pokierowało mnie w tą czy inną stronę. Dopiero sprzedawca klusek oznajmił mi, że jestem nie w tym mieście, w któym powinienem.
Podobnie, kiedy Chińczycy są zmęczeni, to często nie oznajmią, że chcieliby iść spać, zamiast tego zasugerują, że może jestem zmęczony i może powinienem udać się na odpoczynek.
Ostatnio przeglądałem na naszej-klasie Wasze zdjęcia z sylwestra. Byliście pięknie ubrani, na stołach zwykle ruski szampan, wódka, piwa, cola i soki. Spoglądając na to wszystko zdałem sobie sprawę jak bardzo jestem daleko i w jak odmiennej krainie. Ja nie świetowałem Sylwestra. Była to dla mnie po prostu normalna noc. Nie czułem takiej potrzeby, może dlatego że tutaj, w tej małej miejscowości górskiej Sylwestra się nie świętuje. Za to mieliśmy domowy obiad u jednej z Chinek w jej domu. Wspólnie jedliśmy ze wspólnych misek i celebrowaliśmy Nowy Rok. Nie było wódki, szampana, jedynie jedno małe piwo do podziału na 6 osób, bardziej dlatego, że akurat było w domu. Rozmawialiśmy, żartowaliśmy i śmialiśmy się.
Pamiętam jak parę tygodni temu poszedłem z dwoma Francuzami, Amerykanką i Cyganką na obiad. I ku mojemu zaskoczeniu wszyscy zamówili sobie osobne porcje. To był dla mnie mały szok, tak bardzo przyzwyczaiłem się do zamawiania wspólnie posiłków i potem nakładania sobie małych kęsów do własnej miski z ryżem. A tu każdy sobie.... Nagle poczułem obcość tych ludzi wobec siebie. Niby jemy wspólnie, ale osobno. Byliśmy pięcioma różnymi osobami przy jednym stole, a nie grupą pięciu osób.
Uwielbiam wspólne jedzenie lunchu z Chińczykami i będzie mi takiego sposobu jedzenia bardzo brakować po powrocie do PL. Na szczęście podczas obiadów rodzinnych jemy mniej więcej na chiński sposób.

Brak komentarzy: