piątek, 2 stycznia 2009

O podejściu do podróżowania wśród niektórych PL podróżników


Część podróżników, szczególnie w Polsce ten nurt jest popularny, za punkt honoru stawia sobie zwiedzenie jak najwięcej miejsc w najkrótszym czasie, obranie najbardziej ekstremalnej drogi i za wszelką cenę wybicie się nad innymi. A po powrocie emanują poczuciem wyższości nad innymi, jacy to oni są odważni i dzielni. Wyliczają się nawzajem, który był w bardziej niebezpiecznym państwie, który miał mniejszy budżet itd. Osobiście brzydzę się tego i może dlatego nie dążę do spotkania polskich podróżników w tej części Świata.
Pamiętam jak jeszcze pare lat temu, osoba, która używała kijków trekingowych była uważana za słabszą, za "skomercjalizowaną". Prawdziwym górołazem miał być ten, który chodzi bez kijków z wielkim ciężkim plecakiem z metalowym stelażem. Ten który 10-godzinną trasę zrobił w 7. Na szczęście to łopatologiczne myślenie się zmienia przynajmniej w górach.
Pewnego razu wchodziłem na jedną górę z Chinką która była w szpilkach, potem je zdjęła i szła na boso. Co powiecie na to wielcy podróżnicy i górołazi?
Nie wiem skąd w Polakach chęć wybicia się za wszelką cenę, chęć bycia lepszym i uważania się za elitę.... Owszem mnie też zdarzało się narażać na niebezpieczeństwo, wybierać ektremalne rozwiązania i balansować na granicy życia i śmierci. Tyle że dla mnie nie jest to powód do dumy, a przejaw mojej głupoty. A czasami chęć przekroczenia pewnej granicy bezpieczeństwa, udowodnienia czegoś sobie....jednak to zawsze było moim osobistym przeżyciem i raczej z niechęcią opowiadam o tym innym.
W obecnej podróży nie szukam esktremów, nie wystawiam się na niepotrzebne ryzyko. Jakoś nie mam takiej potrzeby. Chociaż zdarzyło mi się już walczyć z chińczykami w ciemnej ulicy, słyszeć groźby, że mnie zabiją i po zmroku szukać transportu powrotnego z wysepki rybackiej.
Mógłbym w trzy miesiące bez problemu zaliczyć HK, Chiny, Wietnam, Kambodżę, Laos, Tajlandię, Tybet i Birmę. A po powrocie wszyscy by mi zazdrościli liczby państw, przez które "przemknąłem". No i na Facebooku miałbym na swojej mapię większą liczbę państw zazaczonych na niebiesko tj. zwiedzonych. Miałbym piękne zdjęcia, ciekawe opowieści, tylko czy mógłbym powiedzieć, że poznałem choć trochę te państwa?
Dlatego już drugi miesiąc siedzę w Chinach, podróżuję z Chińczykami, mieszkam, robię wspólne projekty, gram w piłkę, jem obiady, oglądam filmy itd. Rzadnych ekstremów, normalne życie wśród nich i powolne doświadczanie ich zwyczajów i kultury.
I dopiero teraz czuję, że zaczynam powoli rozumieć (pełniej doświadczać) relacji między Chińczykami. Ale o nich już w następnym poście.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Tak mi się myśli, ze nie można potępiać,ganić, tych co grają w Remi Brydża tylko dlatego że samemu ma się ochotę akurat teraz pograć w Bierki czy nawet w "Chińczyku nie irytuj się" ;)
Pozdrawiam,Podziwiam i trzymam mocno kciuki za udaną,niezwykłą podróż. Podróż w daleki Świat i w głąb Siebie.

Mati pisze...

Masz całkowitą rację :-)Może źle sie wyraziłem. Dla mnie uważanie sie za lepszego tylko dlatego, że gra się w Remi Bryża, a nie w bierki, jest złe. Te gry są po prostu inne a każdy ma prawo grać w co mu się podoba :-)
I będę potępiał każdego kto będzie się wywyższał i uważał za lepszy sort tylko dlatego, że gra załóżmy w bierki a nie w "Chińczyku nie irytuj się" :-)
Dziękuję za słowa uznania, kimkolwiek jesteś :-)

Anonimowy pisze...

I Ty masz rację.Anonimowy to brzmi źle.Niech już będzie Ktokolwiek :-)